środa, 31 marca 2010

Nie wiem ile to potrwa... Frywolitki.

Kupiłam czółenko i nici i zaczęłam... Nie mam zbyt wiele czasu ale wczoraj udało mi się opanować słupki i pikoty... Wygląda jeszcze dość siermiężnie ale to pierwsze próby, może uda mi się dojść do wprawy... o ile wystarczy mi zapału...
Ćwiczę na niciach bo są tańsze :-) Jak postanowię już coś zrobić konkretnego to zakupię kordonek.





Zainspirowała mnie Dorartthea bo tworzy prawdziwe cudeńka.

środa, 24 marca 2010

Wiosny i makaronu ciąg dalszy...

Wreszcie słońca jest tyle, że mogę w pełni naładować swoje akumulatory. Tęskniłam za takim ciepłym słońcem przez kilka miesięcy.
Natknęłam się wczoraj na motyle, wirowały w powietrzu, przysiadały na trawie lub płocie, by się wygrzać i znowu unosiły się w swoim motylim tańcu.



Wreszcie wszystko się budzi do życia... ja też... chyba...






Obiad znowu z makaronem, znowu robiony na szybko i na oko - w myśl zasady z posta wcześniejszego.

Makaron penne z pełnego ziarna z sosem pieczarkowym. Pieczarki podsmażone na maśle, zalane wodą, duszone pod przykryciem do miękkości. Bardzo dobre z cebulką, niestety wczoraj nie miałam pod ręką :-) Duża ilość koperku, trochę pieprzu ziołowego, trochę soli - u mnie tylko gruba kamienna. Mąż mój zażyczył sobie w sosie akcent mięsny więc... do duszonych pieczarek dołożyłam pokrojony w drobniutką kosteczkę, podsmażony chudy boczek. Całość zaprawiłam śmietaną i mąką.



Dziś szykuje mi się kolejny dzień prac na dworze, pomysłu na obiad jeszcze brak... Ale chyba już na ten tydzień makaronu dość :-)

poniedziałek, 22 marca 2010

Szybko i na oko....

Tak często gotuję. Oczywiście ma być zdrowo, smacznie też bo moje pociechy nie lubią "fuszerki" kulinarnej. Żeby wilk był syty i owca cała - czyli ja, preferuję dania proste.
Tak było też dziś:

Ugotowany makaron spaghetti z pełnego ziarna z sosem. Sos - obgotowane wcześniej chude żeberka, pokrojone w kostkę, zarumienione na oleju, pół słoika domowego przecieru pomidorowego, szczypta pieprzu ziołowego, tymianku i gałki muszkatołowej, dwie szczypty rozmarynu. Podusić kilka minut wszystko na patelni, polać makaron i smacznego! Szybko i na oko.



Znikło z talerzy jeszcze szybciej :-)


Wczoraj odwiedziliśmy okolice Podkowy Leśnej, 150 km od domu. Podróż niewątpliwie miła ale męcząca. Natężenie ruchu na drodze, szczególnie w stronę stolicy - przerażające. Zachowania niektórych kierowców jeszcze bardziej.

Miły wiosenny akcent:





piątek, 19 marca 2010

Piątek...

Poszczę... Czekam do północy aby zrobić sobie kanapkę :)
Żeby się czymś zająć upiekłam ciasteczka:

2 szklanki mąki,
1 kopiasta łyżeczka proszku do pieczenia,
3/4 szklanki cukru pudru,
cukier waniliowy,
1 jajko,
1 kostka masła,
szczypta soli,
bakalie


Ucieramy mikserem masło z cukrem pudrem i cukrem waniliowym na puszystą masę. Dodajemy jajko. Mąkę łączymy z proszkiem do pieczenia i dodajemy do ucieranej masy. Dodajemy szczyptę soli i bakalie. Mogą być rodzynki, orzechy, wiórki kokosowe, pokruszona czekolada. U nas dzieci zażyczyły sobie tylko kakao :-) O.k. Do kilku jeszcze dodałam wiórki.
Blachę wykładamy papierem do pieczeni i na to wykładam łyżka masę, niedbale formując kulki, dbając o spore odstępy, gdyż w trakcie pieczenia rozpływają się na boki.
Niestety nie wiem ile dokładnie czasu i w jakiej temperaturze, mam stary gazowy piekarnik i piekę na oko ;-) czyli tak, żeby nie przypaliły się od spodu a jednocześnie, żeby miały lekko twardy wierzch.






Dziś było cieplutko, wybraliśmy się na poszukiwanie wiosny ale chyba jeszcze za wcześnie, u nas jeszcze wszystko śpi.





Tak bardzo, wśród tej szarzyzny, brakuje mi kolorów...

poniedziałek, 15 marca 2010

Życie toczy się dalej...

W nocy spadł śnieg... Dużo śniegu... Przydałoby się rozpocząć wiosenne, przedświąteczne porządki, pranie firanek, itp.
Ciężko wrócić do codzienności... Ciągle mam wrażenie, że niedługo go spotkam, miniemy się na spacerze albo przystaniemy w drodze do sklepu, może znowu przyjedzie spędzić Sylwestra z nami... Nie dociera do mnie, ze już go nie zobaczę... Przecież rodzina i przyjaciel są "nietykalni" - myślimy, wszystkie straszne rzeczy dzieją się gdzieś obok, słyszy się o nich w telewizji, czyta w necie ale nas to nie dotyczy... Niestety, tak nie jest.


Dawno temu jednym z moich ulubionych filmów był "Nieśmiertelny" ("Highlander"). Świetna obsada - Christopher Lambert, Sean Connery; dobra fabuła, a do tego muzyka zespołu Queen. Walki na miecze mnie fascynowały... Ale żeby niczego nie ujmować mojej kobiecej naturze - ulubioną sceną był oczywiście moment pożegnania głównego bohatera, już nieśmiertelnego, z ukochaną, śmiertelną żoną. Scena ta z piosenką "Who wants to live forever" w tle, wzrusza mnie do dziś...

Piosenka do posłuchania tutaj

Nie mówię Ci, Piotrze, żegnaj lecz do zobaczenia!

sobota, 6 marca 2010




"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą"

Ks. Jan Twardowski





Dla Piotra [*]...