środa, 23 maja 2012

Zdecydowanie...

jestem typem pustelnicy...
czuję się dobrze jedynie w domu... moim domu...
po wczorajszej wizycie w "dużym mieście" z radością powróciłam do ciszy...
do zapachu łąk...
do sąsiedztwa ptaków i owadów...
do własnych myśli...
i cieszę się bo jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się, czy ucieczka z miasta była dobrą decyzją...
tak, zdecydowanie tak!
to nie mój świat...
nie znalazłabym tam dla siebie miejsca bo go tam dla mnie nie ma...

wtorek, 8 maja 2012

Są takie dni...

A wtedy...
Wstaję później niż powinnam... (7.00)
Kochany się ubiera, Kochana stwierdza, ze boli ją noga i że może założyć tylko krótkie spodenki...
Wychodzę z Kochaną w spodenkach na dwór, żeby zobaczyła, że jest za zimno...
Kochany zjada śniadanie, Kochana płacze, że boli ją noga i musi leżeć w  swoim łóżku...
Kochany myje zęby, Kochana płacze bo dowiedziała się, ze skoro nie jedzie do szkoły, nie może też pojechać na trening po szkole...
Kochany ubiera kurtkę, Kochana stwierdza, że jednak nie boli ją tak bardzo...
A potem wszystko w biegu... (7.30)
Zakładanie spodni, śniadanie, mycie, czesanie, kurtka i buty...
Chwytam torebkę, plakaty na angielski, wodę i kluczę i wybiegamy z domu... (7.50 )
Przy samochodzie okazuje się, że mamy kapcia...
Wracam do garażu i nigdzie nie mogę wzrokiem zlokalizować sprężarki...
Więc z powrotem...
Zabieramy rzeczy i foteliki i pędzimy do wujka-sąsiada, który wreszcie o 8.00 zawozi nas do szkoły...

Wracam do domu... Odnajduję zaginioną sprężarkę i pompuję koło...
Po godzinie znowu kapeć...
Chwytam podnośnik, klucze... Odkręcam koło... I co się okazuje???
Nie mam zapasu!!!!

Na szczęście dzieci zostały przywiezione ze szkoły i już są na treningu. Koło zabrał tata i ma przywieźć dobre...
Ech, są takie dni...
Na szczęście jest pięknie i pachną bzy... Inaczej można by zwariować... ;-)